Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/548

Ta strona została przepisana.

Powracaj rychło — a oto na drogę
Masz Rakoczego węgierskie dukaty.

(Z uśmiechem potrząsa trzosem).
Grosz przeniewierstwa, srebrniki Judasza,

Będą wydane w naszej dobrej sprawie.

LACKI.
Ważne mi rzeczy zleca miłość wasza,

Aby je spełnić i gardła nadstawię!

CZARNIECKI.
Nie... teraz drogie gardło waszmościne,

Ciężko mi Szwedzi odpowiedzą za nie.
Gotuj się w drogę i przyjdź za godzinę,
Znajdziesz gotowe już moje pisanie.

LACKI.
Przetrwam, da Pan Bóg, trudności choć mnogie,

I wiernie oddam, co mi dadzą w ręce:
I śmierć, i życie zarówno mi drogie,
Kiedy je sprawie królewskiej poświęcę.

(Kłania się i odchodzi).



SCENA SIÓDMA.

CZARNIECKI (sam, patrząc za odchodzącym):
Kraje, jak ludzie, mają straszne chwile;

Lecz duch ofiary kiedy kwitnie w młodzi,
Jeszcze żywotniej można ufać sile,
Jeszcze o śmierci marzyc się nie godzi.
Póki jednego znajdziesz bohatera,
Póki społeczność Bożych natchnień słucha,
Kraj nie umiera, jak człek nie umiera,
Gdy jeszcze czuje choćby iskrę ducha.
Serce omdlewa, głowa się posłania,
Lecz to są tylko Opatrzności próby;