Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/549

Ta strona została przepisana.

To nie skonanie — to pozór skonania,
To przesilenie wśród ciężkiej choroby.

(Zasiada do pisania).
(Zasłona spada).



AKT DRUGI.


Wnętrze obszernej gospody na pograniczu śląskiem; drzwi w głąb na prawo i na lewo, z obu stron stoły otoczone ławami.

SCENA PIERWSZA.

GOSPODARZ i GOSPODYNI.

GOSPODYNI.
Oj czasy, czasy! ot widzisz, przed nocą

Gospoda pusta, nikt drzwi nie uchyli.

GOSPODARZ.
Bo prawdę mówiąc, nie byłoby poco:

Szwedzi nam wszystko zjedli i wypili.
Raczejby Bogu dziękować, niewiasto,
Że nam domostwo zachowali cało.
Niejedna wioska i niejedno miasto
Krwią opłynęło, z dymem poleciało!...
Gdyby nie kufel, nie gospoda nasza,
Gdyby nie starość, ale młodość w wiośnie,
To takbym jeszcze przypasał pałasza
I pędził Szwedów tam, gdzie pieprz nie rośnie!

GOSPODYNI.
Ot młodzieniaszek! jego stare graty

Cóżby tam komuś pomogły na wojnie?
A patrzeć kufla, a pilnować chaty,
A miodek gościom rozlewać spokojnie!
A liczyć, kręcić i kredką, i główką,