Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/558

Ta strona została przepisana.
SCENA PIĄTA.

GNOIŃSKI, HELENA.
HELENA.
Coś mi tu straszno... Niewypowiedzianie

Smutnem przeczuciem serce me kołata.
Jedźmy stąd prędko, bo za chwilę może
Będzie już późno.

GNOIŃSKI.

Trwożliwe ty dziecię!
Konie zmęczone, ulewa na dworze;
Mamy tu z sobą garstkę szlachty przecie;
Nie ufać męstwu, albo ich przyjaźni,
Byłoby grzechem, tak wiernie nam służą.
Porzuć te widma chorej wyobraźni,
Spocznij, boś nocną znużona podróżą.
Wszak my nad tobą niedarmo czuwamy,
I włosa z głowy nikt ci tu nie zdejmie.

GOSPODARZ (wchodząc z puharami miodu).
Oto ktoś znowu kołata do bramy.
GŁOS ZA SCENĄ.
Otwórzcie waszmość!
GOSPODARZ (otwierając drzwi).

Prosimy uprzejmie.



SCENA SZÓSTA.

CIŻ (wchodzi LACKI w burce i zbroi),
LACKI (z pośpiechem do gospodarza).
Konia do żłobu, nie zrzucać mu tręzli,

Niech się wysapie, i znów dalej lecę!
Byli tu Szwedzi?

GOSPODARZ.

Gdzieś pono ugrzęźli,
Na Jasnej Górze chcą zdobyć fortecę.