Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/562

Ta strona została przepisana.

Bo czuł spadkowej mądrości ogromy,
Jedne po mieczu, drugie po kądzieli.
Matka z zacnego rodu Śrzeniawitów...

GNOIŃSKI (uderzając go przyjaźnie po ramieniu).
Mój Kalasanty! coś za długi wątek.

Daj temu pokój...

SZLACHCIC.

Ale tych zaszczytów
Jeszcze nie koniec, to tylko początek.
O święta wiaro w zacne antenaty!
Na młodem sercu czegóż ty nie zdziałasz?
Jako Rzymianin, biorąc męskie szaty,
Gdy szkolne pióro zamienił na pałasz,
Rzekłbyś spojrzawszy: to Mars, nie literat,
To młody Herkul w dzielności potędze;
Et robur et aes circa pectus erat,
Jak o tem pisze Horacy w swej księdze.
Herkul! bo hydrę już schwycił za szyję,
I śmiercionośną maczugą już kręci;
Herkul nemejskie, on szwedzkie lwy bije,
(Bo państwo szwedzkie nosi lwa w pieczęci).
Zwalczysz, młodzieńcze! zwalczysz te giganty!
Łupem lwiej skóry okryjesz swe łono,
A teraz przejdźmy...

(Uroczyście wznosi rękę).
GNOIŃSKI (biorąc go za rękę).

Panie Kalasanty!
Przejdźmy do stołu, gdzie miód zastawiono.

SZLACHCIC (z ukłonem do Lackiego).
Głosiłbym dalej, ale nie mam czasu

Brnąc w miodopłynnej wymowy powodzi;
Wody hyblejskiej, z Kastalu, z Parnasu,
Sarmackim miodkiem zapić nie zaszkodzi.

(Bierze puhar miodu, kosztuje i mówi):