Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/572

Ta strona została przepisana.

Tobie się przykrzą ich ważne rozmowy:
To idź, Francuzie, chichotać z dziewczęty!

DRUGI PAŹ.
Dziewczęta wasze, jak odlane z lodu;

Ja, com w Paryżu dokazywał cuda,
Tu, żal się Boże marnego zachodu,
Nawet rozśmieszyć żadnej się nie uda.
Królowa jejmość te nudne szlachcianki
Kocha i pieści więcej niźli warto.

PIERWSZY PAŹ.
Bo to rycerzów córki i kochanki,

Lub tych, co z domu własnego wyparto.
A że królowej matczyna opieka
Dała przytułek nieszczęsnej dziecinie,
Za to ją wdzięczność od narodu czeka,
Błogosławieństwa niejedna łza spłynie.

DRUGI PAŹ.
Łzy a łzy wieczne... jakże one szpecą!

Tu pięknych dziewcząt jest orszak niemały,
Możnaby oczki rozweselić nieco,
A te od płaczu aż ponabrzmiewały.
Ot tej na przykład Gnoińskiej Helenie,
Co ją niedawno przywieźli do dworu,
Niczego nie brak — postać i spojrzenie,
Mógłby ją malarz rysować dla wzoru;
Ale cóż z tego?... ustawnie łzy leje,
Ustawnie wzdycha, niewiadomo poco.

PIERWSZY PAŹ.
A czy słyszałeś bolesne jej dzieje?

A czy wiesz dobrze jej dolę sierocą?
Pieszczone dziecię bogatego człeka
Żyło jak ptaszę w rodzicielskim domu;
Wtem brat jej starszy do Szwedów ucieka.
Bo z Radziejowskim związał się kryjomu.
Ojciec go przeklął. Już biedna dziewczyną