A ona wkońcu płacze nieszczęśliwa,
Że ja nie wierzę, że tylko ją czernię,
Że mnie miłuje swojem sercem całem.
Takie mię słowa wzruszyły niezmiernie,
Lecz do obozu powracać musiałem.
Pal ich szatan, Szwedzi!
Żołnierzom polskim niestraszna ich tłuszcza.
To mi Szwed gorszy, co w konopiach siedzi
I do mej Zosi konkury przypuszcza.
A chciałem, chciałem na samem odjezdnem
Dobrze się zemście nad takim wisielcem.
Miał bitwę pod Gnieznem,
Potem pod małem miasteczkiem Kościelcem.
A Bóg wie to święty!
Była kurzawa i dym od armaty.
Mnie w każdym Szwedzie zdawał się Jacenty,
A więc każdego rąbałem na szmaty;
Jak wszyscy podli, jako wszyscy tchórze,
Pierzchnął niegodny przez zaroślę ciemną.
Ale nie ujdzie, ja dotrzymam słowa,
I jakem szlachcic, obetnę nru uszy!