Widzę z rozpaczą mą dolę złowrogą!
Ależ twój ojciec wyjdzie z obłąkania
Piękną twą wioskę odbudować mogą.
A ja z uczuciem synowskiem a świętem
Jegobym stare pielęgnował lata!
Jak na mordercę jedynego brata.
O! zapomnijmy tę przeszłość minioną!
Nie dla mnie szczęście w miłości człowieczej.
Pójdę na Boże przytulić się łono,
Klasztorna cela może mię uleczy...
Czemu łza w oczach, źrenica tak pała?
Czemu z twych piersi ten jęk się wyrywa?
Bo będę bardziej... bardziej nieszczęśliwa!
Czy chciałbyś twojej nieszczęścia niebodze?
Jedź, jedź stąd prędzej... spełnij chlubne dzieło,
Szczęście i sławę znajdź na twojej drodze...
(Osłupiały).
Głosu jej słyszę ostatnie odbicie...
I ja sam jeden zostaję na świecie...
Życie bez jutra, bez nadziei życie.
Więc mi nie wolno marzyc nawet we śnie...
Więc bez powrotu moje szczęście znika!