Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/591

Ta strona została przepisana.

Przy mej czujności, przy wojska odwadze,
Za wielka praca, najjaśniejszy panie!
Żebrzę pomocy, bo sam nie poradzę.
Po całym kraju rozleli się Szwedzi,
Hufiec po hufcu potrzeba ich znosie;
Moja troskliwość wszędzie ich uprzedzi,
Ale w narodzie niemasz ducha dosyć.
Lud całej ziemi, jak stado pisklęce,
Gdy ptak drapieżny matkę mu odbierze;
Najwaleczniejsi załamali ręce
I najwierniejsi zachwieli się w wierze!
Wyjazd monarszy przejął kraj rozpaczą,
Ku wygnańcowi wzdychają żałośnie.
Wracaj nam, królu! Gdy ojca zobaczą,
To sercu dzieci odwagi przyrośnie.

KRÓL.
Panie Czarniecki! już po kilka razy

Waszmość mię o to prosi i zaklina.
Boleje serce Kazimierza Wazy,
Lecz jeszcze wracać nie przyszła godzina.

KANCLERZ KORONNY.
Głowa królewska zanadto nam droga!

Wśród niebezpieczeństw, pośród mrozów zimy,
Nie sposób wracać. Wszak pełen kraj wroga:
Czyż głowę pańską na szwank wystawimy?
Dokąd powracać? Kraków i Warszawa,
Obie stolice zajęte przebojem,
Rozpierzchły senat, podeptane prawa;
Cóż ma król polski czynić w państwie swojem?
Tu wojna obca, tu wojna domowa,
Wróg goni z tyłu, wróg czeka na przedzie;
Czy sejm zwoływać, gdy szlachty połowa
Trzyma z kim innym i na sejm nie zjedzie?

CZARNIECKI (zbliżając się do króla uroczyście).
W hełmie spędziłem dziecinne me lata,

W hełmie starości doczekałem siwej: