Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/602

Ta strona została przepisana.
CZARNIECKI (uderzając po ramieniu Lackiego).

Nie szczyptą, soli, ani glebą roli
Szlachcic się polski chlubi i bogaci.
Przetrwaj, co ciało i co serce boli,
Znajdziesz nagrodę w duszy twoich braci!
Takie polskiego wojownika cele;
Przy nich nie padnie na twe serce skaza.
Na koń, mój Jerzy... po wojnie wesele!
Teraz...

(Podnosi w górę czapkę).

WSZYSCY.

Niech żyje Jan Kazimierz Waza!

(Otaczają, króla, zasłona spada).

1859. Wilno.



NATURA WILKA WYCIĄGA Z LASU.

OSOBY:
ROŚCISŁAW — długoletni aktor.
GŁOS DZIECKA, (za sceną).
Rzecz dzieje się w lesie.


Las — w głębi widać strzelecką chatę — z poza gałęzi drzew przegląda z daleka miasto.

ROŚCISŁAW (ze strzelbą wbiega prędko i ukazując ręką ku miastu).

Ha! już mię nie zobaczysz, miasto ukochane!
Tutaj, w lesie, z naturą i Bogiem zostanę.
Dość być służalcem chwały i złotego cielca...
Ot tę małą lepiankę najmuję od strzelca
I pocznę insze życie... O, dawno już pora!
Nie czekać, aż się słońce schyli do wieczora.
Czas jeszcze wskrzesić w piersiach siłę obumarłą,
Z której mię gwarne miasto niewdzięcznie odarło;