A ten kwiat! — tu mi wszystko uspokaja duszę.
Nie chcę sceny i na krok już stąd nie wyruszę.
Czas odpocząć po trudach — tu i chatka blizko,
W chacie biednego strzelca najmę przytulisko;
Pójdę z nim się rozmówić...
Czy gospodarz w chacie?
Ojciec prędko powróci, może poczekacie.
Lecz do chaty nie wolno wpuszczać mi nikogo.
Bo nasze złe brytany pokąsać was mogą.
W lesie bez psów nie można — to stróże jedyne,
A ojciec pewnie wróci na siódmą godzinę.
Teraz jest w pół do szóstej... to poczekam sobie.
A co tam teraz nasi?... Teraz są na próbie.
Dzisiejsze przedstawienie dość ich namozoli;
Dam gardło, że Otello nie umie swej roli,
Bo dramat szekspirowski, to nie bagatela.
Wróćcie, wróćcie te czasy, gdym ja grał Otella!
Czarna maska na twarzy, zazdrość w każdym geście...
Młodociane dni moje, gdzie wy dziś jesteście?
Pamiętam, żem się kochał... że pałało łono
Moją miłością pierwszą, miłością szaloną.
Zazdrosny jak Otello i mściwy w potrzebie,
Gdym przebił Desdemonę, przeszedłem sam siebie.
Teatr drżał od oklasków! A teraz co oni?
Pan bohater sztyletu nie utrzyma w dłoni;
Słaby, czy się ubieli, czy poczerni sadzą...
Idę do nich... bo rady beze mnie nie dadzą.
Wstrzymaj się, zapaleńcze! Oto wiejska niwa
Głosem trąbki pasterskiej nazad cię przyzywa.