Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/062

Ta strona została przepisana.

„To pieśni przeczucia, co jeszcze nie mogą
„Przyodziać się w kształty, niebieską pójść drogą
„I w słowach wypłynąć do ludzi.

„Uroczo, radośnie przeczuwam przedwiośnie,
„Lecz sroży się zima straszliwa;
„Choć serce coś śpiewa, wiatr tony odwiewa
„I znowu je w sercu skowywa.
„Jam przecie poeta! tchnę przeciw zawiei

„I słowem ognistem lód skruszę;
„Zaśpiewam modlitwę — i wnet po kolei
„I w domku człowieka, i w polu, i w kniei
„Rozwiośnię i kwiatki, i dusze.

„O! i sam odetchnę dziecinniej i słodziej,
„I znowu się życiem rozżarzę,
„Zabłądzę w zarośla, popłynę na łodzi,
„Obejrzę, jak zboże, jak kwiatek mi wschodzi,
„Z oraczem na polu pogwarzę.

„Tam pasterz w róg brząka, tu słyszę skowronka,
„Serce się rozmarzy, roześni;
„Natura, swobodna, natchnienia mi doda
„I nutę poszepnie do pieśni.“

Tak śpiewak miał wiosnę wywołać zieloną;
Podsłuchał go wicher daleki:
Wymierzył pęd w głowę, marzeniem ognioną,
Szarugą i śniegiem uderzył mu w łono
I zakuł je lodem na wieki.

I oto przy trumnie lud ciśnie się tłumnie.
I dzwonek kołata boleśnie,
I w jamę ksiądz tłoczy śnieg z piaskiem na oczy
Poety, co śpiewał zawcześnie.
1849. Załucze.