Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/103

Ta strona została przepisana.
CZULI A CNOTNI, BĄDŹMY OCHOTNI.

Seh't wie die Tage sich sonnig verklären!
Blau ist der Himmel und grünend das Land,
Klag' ist ein Misston im Chore der Sphären,
Trägt auch die Schöpfung Trauergewand.
Salis.


Patrz, jak się niebo rozjaśnia uroczo!
Majem oddycha i trawka, i świat,
Aż grzmi powietrze, aż ptaszki szczebiocą, —
Nie pora wdziewać całunowych szat!
Płyńcie mi w dusze, radość i wesele!
Tyle jest piękna — chwytajmy je w czas!
Cnota i radość — to mądrego cele,
Niechże nakoniec opromienia nas!

Otwórzcie dusze! wszędzie radość płuży —
Łówcie w powietrzu jej piosenki strój,
Łówcie oddechem, bo jest w woni róży;
Patrzcie: radością kołysze się zdrój!
Bierzcie ją w usta w soku winogrona,
W owocach jabłka i soczystych grusz.
Wszędy jest radość — niech wnijdzie do łona,
Czas, aby chmury rozwiały się już!

Patrz w jasne oczy twojego Anioła,
Radosnem tętnem niech ci serce gra;
Miłość cnotliwa w Niebo cię powoła,
Smutek uleci i pierzchnie, jak mgła.
Uczujesz wtedy olbrzyma w twej duszy,
Poznasz dostojny twojej drogi szlak,
Poczujesz siłę, co głazy poruszy.
Iskrę do walki — to zwycięstwa znak.

O bracia moi! skąd te łzy niewieście
Szpecą jagody bohaterskich lic?
Czyliż to życiem znużeni nareszcie
Nad miękką trumnę nie widzicie nic?