Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Gońmy bezdrożem, choć nam oddech pęknie,
Choć zranim stopę, niech żaden nie jęknie:
Lecz zniknął ptaszek, co-ś gonił w zawody, —
Napij się wody!

Zdobywać szczęście śpieszmy pracowicie,
Ważmy dla niego pracę, krew i życie;
A kiedyś ujmiem w ręce spracowane
Szkło, wiatr i pianę.

Śmiało! bo tutaj nagroda nielada:
Za myśl bolącą, co się w czoło wjadą,
Za pracowity bieg bez wypocznienia,
Dogonim cienia.
1858. Wilno.


DO FAUSTYNA ŁOPATYŃSKIEGO.

Faustynie, który zwiedzasz macierzyste kraje
I badasz naszą Litwę i jej obyczaje!
Najprzód, wyznam otwarcie, byłem zadziwiony,
Że w słotnym listopadzie przybyłeś w te strony.
Lecz przyznaję ci trafność, pomyślawszy dłużej:
Dziś dla badacza Litwy właśnie czas podróży.
Późna jesień przychodzi z darami swojemi,
Szare chmury na niebie, a błoto na ziemi,
Wiatr elegicznie szasta w obnażone drzewa,
Szlachta gra w preferansa, lub śpi, lub poziewa;
Ludzie siedzą po domach, jak przykuci więźnie,
Chyba chłopska furmanka gdzieś po błocku grzęźnie;
Gdy twój powóz wędrowny brnie w mętnej kałuży
Nos wędrowca opadnie, oko się zachmurzy,
W głowie smutnie się roi dumka tajemnicza,
A serce sennym taktem sekundy odlicza.
Wszędzie smutno, gdziekolwiek powiedziesz oczyma,
Życia niema w naturze, to i w nas go niema.
Lecz jeśliś wprawny badacz i bystre masz oko,