Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Że lodem skrzepła mi broda.
Kiedy, latając wśród ludzi,
Stracicie życia mamidła,
Gdy się wasz zapał ostudzi,
A chłód zawarzy wam skrzydła,
Siądźcie na głaz, co was ziębi,
Ufając jego pociesze:
Z kamiennej piersi mej głębi
Ciepłą wam iskrę wykrzeszę.
1859. Wilno.


MYŚL.

W braci, w przyjaciół tłumie
Żyć tak błogo, przyjemnie!
Lecz jeden nie rozumie,
A drugi szydzi ze mnie.
Uściska w samej rzeczy,
Lecz okiem wnet pokaże:
— Oto jest syn człowieczy,
Tego chwytajcie, straże!
A tak ci służąc wiernie,
Na urąganie wyda;
Świat cię ustroi w ciernie,
Jako Syna Dawida.
Zginie twoja swoboda
W sądach, przesądach świata,
U Annasza, Heroda,
Poncyusza Piłata.
Jam doznał tych katuszy,
I chcę ufać najśmielej,
Że Pan Bóg mojej duszy
Insze słońce udzieli.
Zwisły chmury na skroni,
Zwisły ręce bezwładnie,
Zaschło pióro w mej dłoni,
Na spoczynek je kładnę.