Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Trumna prosta — a za trumną
Niezbyt tłumno:
Idą sobie ludzie prości
Z ciekawości,
Potem bieży tłum pacholi
Dla swawoli;
Dwóch przyjaciół nieboszczyka
Z drogi zmyka.
Mówią sobie: — Szkoda, szkoda!
Dusza młoda!
Serce wulkan, co z ogniska
Lawą tryska!
Aż się samo własną siłą
Przepaliło.
I cóż teraz? — niech kto spyta:
Trup i kwita!

— Po kim beczysz tak nieczysto,
Organisto?!
Trup, jak widać i po zgonie,
W dobrym tonie.
Musiał cierpieć — w ustach znaczny
Jęk rozpaczny.
Są na czole myśli znaki...
Kto to taki?
Tak zapytał pan z natłoku
Z szkiełkiem w oku.
Organista tak mu rzecze:
— Ja nie beczę:
Po łacinie śpiewam z nuty
Psalm pokuty.
A nieboszczyk, co widzicie,
Sterał życie:
Po obłokach się kołysał,
Wiersze pisał;
Czytał w książkach w noc i we dnie
Jakieś brednie;