Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/230

Ta strona została przepisana.

I spokój z duszy, i pióro z ręki
Zda się na zawsze już odleciały.
Całunem jednych marzeń spowity,
Torturą jednych wspomnień łamany,
Straciłem z oczu syońskie szczyty,
Przestałem kochać świat mój kochany.
Gdy się przebrała już cierpień miara,
Gdy sercu pęknąć było najsłodziej,
Wśród burzy na mnie zleciała wiara,
By uratować rozbitka w łodzi.
Znowu się do mnie uśmiecha praca,
Znów czuję w piersi pieśni oddźwięki...
Boże mój, Boże! czuję, że wraca
Spokój do serca, pióro do ręki.

1861. Borejkowszczyzna.


NOWE ABECADŁO.

B, a, ba, b, e, be, b, i, bi, —
Nagroda za pracę nie chybi!
Uczyła się dziatwa czytania,
I czego katechizm zabrania,
I kiedy duszeczka szczęśliwa,
I jak się ta ziemia nazywa,
I jacy tu byli królowie, —
A wszystko — by rozum mieć w głowie,
By w oczach mieć jaśniej, weselej,
By w sercu mieszkali Anieli.
Bóg dziatki przytulał na łono,
Lecz jeszcze nie wszystko spełniono;
Bo myśląc o własnej potrzebie,
Uczyły się tylko dla siebie.
O! jeszcze niewielka w tem sztuka,
Nie takie ma cele nauka.
Kto siebie na pierwszym ma względzie,