Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Wzięli wielbłądy, gdy pędzono w pole,
Sług twych pobili wrogowie zajadli,
Jam jeden umknął zwiastować niedolę!
Jeszcze nie skończył — czwarty goniec wpada
I rzekł: — Hiobie! o biada ci, biada!
Syn twój najstarszy dzisiaj ucztę czyni,
Orszak twych dzieci był wszystek zebrany:
Wtem dziki wicher przypadł od pustyni,
Zatrzasnął domem i zgruchotał ściany,
A dzieci twoje, zwalone na ziemi,
Legły, pobite bierwiony drewnemi.
Jam ledwie zdołał przybieżeć ku tobie,
By twe nieszczęście zwiastować, Hiobie!

Więc Hiob powstał i rozdarł swe szaty,
Ogolił włosy, co zdobiły ciemię,
A święcąc Panu poniesione straty,
Uczynił pokłon, upadłszy na ziemię:

— Nago powrócę do mogiły łona,
Jak nagom wyszedł z łona mojej matki.
Pan dał, Pan odjął znikome dostatki,
Niech wola Jego będzie pochwalona!
Uczynił ze mną wedle Swojej chęci,
Niech Imię Jego na wieki się święci!
Tak mając duszę ku Panu gotową,
Nie zgrzeszył Hiob niedorzeczną mową.



ROZDZIAŁ II.


Factum est autem, cum quadam die
venissent filii Dei et starent coram Domino.

Stało się tedy, kiedy syny Boże,
Złożywszy ręce, uchyliwszy głowy,
Stały przed Panem w uroczystym chorze,
I szatan przyszedł do tronu Jehowy.