Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/260

Ta strona została przepisana.

Wyjść z łona matki Ty mi dałeś siły,
Na coś na słońce otworzył me oczy?
Byłbym jak nie był! — z życia do mogiły!
Kiedyż mię ciemno grobowe otoczy?
Puść mię ze świata! a nim dni ulecą,
Kilka dni moich na tej ziemi łonie,
W mojej boleści niech popłaczę nieco;
Potem niech ciemno grobowe owionie
W krainie nędzy, śmierci i ciemności,
Gdzie bez porządku, jeno przestrach gości.



ROZDZIAŁ XI.

Respondens autem Sophar Naamathites, dixit...

Rzekł na odpowiedź Sophar z Naamithy:
— Kto wiele mówi, niechże przecię słucha!
Człowiek, w szerokie wyrazy obfity,
Usprawiedliwić nie potrafi ducha.
Tobie się zdaje w pysze twego serca,
Że ci zuchwale chlubić się wypada,
Że kiedy innych ośmieje szyderca,
To już szydercy żaden nie przegada.
Rzekłeś, Hiobie: — Czyste moje słowa!
Jestem niewinien przed Pańskiem obliczem!
Bogdaj do ciebie przemówił Jehowa!
By cię oświecił słowem tajemniczem,
By cię objaśnił w swej mądrości drodze,
W drodze Zakonu by ci dowiódł jasno,
Że chociaż cierpisz, lecz cierpisz mniej srodze,
Niźliś zasłużył nieprawością własną.
Myślisz, jak widzę, śledzić Pańskie kroki
I zbadać Wszechmoc że ci siły stanie;
Lecz On wysoki... nad Niebo wysoki,
Głębszy niż piekieł głębokie otchłanie,
Dłuższy niż ziemia, a szerszy niż morze, —
Jakże Go zdołasz ogarnąć, niebożę?