Z EKLEZYASTYKA.
Rozkosze mi niegdyś płynęły nawałem,
W młodzieńczych mych piersiach wrzał ogień namiętny;
Lecz przeszło złudzenie, została tęsknota,
I kwiaty uwiędły, i pękła nić złota,
Blask oka zardzewiał, — znudzony, niechętny,
Rozkosze marzeniem nazwałem.
Jam później bił czołem przed pychy obliczem,
Wielkością, bogactwem i sławą się pieszczę;
Lecz szczęścia nie było, duch czegoś chciał jeszcze,
I wielkość nazwałem niczem.
Zechciałem być mądrym, chwyciłem za księgę,
Dróg prawych wyszukać pragnąłem,
I we dnie, i w nocy, z męczarnią, mozołem,
Badałem mądrości potęgę.
Śledziłem, czytałem, lecz było mi mało,
Chęć nauk została mi piekłem;
Mądrości-m nie pojął, a szczęście skonało:
Mądrość jest próżnością! wyrzekłem.
∗ ∗
∗ |
Na co mi władza, siła olbrzyma,
Gdy nie mam władzy nad sercem mojem?
Jakże obdarzę ludzi pokojem,
Gdy w duszy mojej pokoju niema?
W złotym pałacu, na miękkim puchu,
Na lubych dziewic rozkosznem łonie,
Jam nudził życiem, marzył o zgonie:
Szczęście dla ducha jest tylko w duchu!
Kiedym opływał uciech zapasem,
Wszystko mym żądzom było w usłudze,