Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/276

Ta strona została przepisana.

Wszyscy prości a szczerzy,
Równi wobec wieczerzy:
Warto z nimi wychylić puharek!

Pięknych niewiast rój hoży,
A żadna się nie sroży,
Postać uczty zaprawdę godowa;
Szklanka o szklankę brzęka,
Szumi rzeźwa piosenka
Lub figlarna a pusta rozmowa.

Mąż po sutej biesiadzie
Na stół głowę swą kładzie,
I zasypia, nie marząc zawistnie;
Choć wzrok matek ponury
Wciąż wlepiony na córy,
Lecz pod stołem się rączka uściśnie.

Wszyscy życiem natchnieni,
Każda twarz się rumieni,
Tu nie ujdzie twarz chmurna i blada;
Gdy godzina uderzy,
Każdy, kontent z wieczerzy,
Spokojniutko do snu się układa.

Jaka tam miłość braci!
A nikt długów nie płaci,
A w miłostkach o stałość nie pyta!
A gdzie dusza szczęśliwa,
Wiek powoli upływa, —
Sto lat żyją szczęśliwi do syta.

Na księżycu w tej sferze
Człowiek życia nabierze...
Ale cóż to?... znów żywot powszedni!
Kto z marzenia mię budzi?
My w gospodzie... wśród ludzi...
Płaćmy z karty rachunek obiedni!