Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/296

Ta strona została przepisana.

— Na suchym brzegu niech czeka dziatwa,
Tak niedaleko, przeprawa łatwa;
Czekajcie, dzieci, nim przyjdą fale,
Ja wnet powrócę, ja was ocalę!
Grobla zerwana, szaleje fala,
Wyrywa ziemię, drzewa obala;
Zuzanna matkę przeniosła chorą,
Ratować dzieci pośpiesza skoro.
— Ej, dokąd, dokąd? próżna odwaga!
Fale wirują, powódź się wzmaga,
Nurt cię pochwyci, młoda dziewczyno! —
— Ja chcę ratować... oni nie zginą!

Grobla już tonie, szaleje fala,
Szumi, jak morze, huczy z oddala;
Zuzanna w wodę puszcza się śmiele,
Przechodzi kładkę, brnie przez topiele,
Już się zrównała z chatą sąsiada,
Lecz unieść dzieci — daremna rada!
Powódź z łoskotem groblę obala,
Ponad pagórkiem wiruje fala,
Szumiąc i hucząc do morza leci,
Unosi dziewczę i troje dzieci,
Unosi wszystko — w mętnej topieli
Oni już dawno zginąć musieli!

To się Zuzanna mignie nad wodą, —
Któż uratuje dziewczynę młodą? —
To w głąb wiruje, to się wyłoni,
Lecz nikt z wioślarzy nie śpieszy do niej.
Snadź jeszcze żyje — nim śmierć ją spotka,
Gdyby choć czółno, gdyby choć łódka,
Gdyby choć deska — próżna otucha!...
Już leci w Niebo gwiazdka jej ducha!
Groblę i pole powódź zalewa,
Tylko gdzieś baszta, lub konar drzewa
Wskazuje miejsce, gdzie ludzie żyli.