Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/401

Ta strona została przepisana.

Gdzie i kiedy ślub będzie?
Jak w weselu zaradzę?
Kogo matką posadzę?
Nastę wzięto na mary...
Ot i spłakał się stary.
Rozrzewniona najmita
Drzwi oburącz się chwyta,
I mdlejąca się tarza,
I coś mdlejąc powtarza,
Mówi cicho a z rzadka:
Matka!... matka!... gdzie matka?...


V.

Minął tydzień, drużki młode
Korowaj miesiły;
Stary ojciec, jeżąc brodę,
Krzątał się co siły.
To podwórko swe przykrasza
Z pracą i zachodem,
To podróżnych wciąż zaprasza
Na gorzałkę z miodem.
Na wesele sprasza gości
W wesołym zapale;
Naturbował stare kości,
A nie czuje wcale.
Na co biednej stać chudoby,
Wskazał jak na dłoni;
Na dziedziniec wnieśli żłoby
Dla gościnnych koni.
Obcy czyszczą ściany chaty;
Gdzież się dziewka chowa?
Ona wziąwszy kij sękaty,
Poszła do Kijowa.
Na modlitwę chęć ją bierze
Z pielgrzymów gromadką,
Choć jej starzec prosił szczerze
Być na ślubie matką.