Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/467

Ta strona została przepisana.

Zrzecze się berła i pańskiej tyary,
I ujdzie z tronu, jak więzień z za kraty.


XII.

Jak straszna wróżba, ten rozgłos się toczy
I w całej Polski obiega przestworze, —
Srodzy mężowie, do swarów ochoczy,
Znowu do boków przypasali noże.
Lud się rozdzielił na stronnicze szyki,
Czerń w rozmaite rozrywa się strony,
Nie szczędzą mieczów i gróźb zapaśniki,
Nie mogąc spoió myśli poróżnionej.
Jedni chcą losy znów ważyć na szali
I nowy obiór głosi czerń zhukana,
Gdy drudzy, w słowach i czynach wytrwali,
Skłaniają serce na dawnego pana.


XIII.

Jedni chcą sejmu, bo już klęski syci,
Drudzy upornie roją swe zamiary.
Wśród tych niesnasek poczciwi Lechici
Ojcowski zwyczaj przypomnieli stary:
Złożyli wiecę — tam w rozwadze ścisłej
Jedni z Francuzem trzymają z ochotą,
Drudzy skłaniają wyborców umysły
Na dom cesarski, wsławiony swą cnotą.
Wątpliwa wszakże, czy szorstkie pokrzywy,
Czy kwiatby zeszedł na ojczyste łany,
I jaki owoc, dobry, czy szkodliwy,
Na naszym gruncie zostałby posiany?


XIV.

Siła obradnych, i młodsi, i starszy,
Za rodakami swe wota stanowi,
I radzi radę, aby tron monarszy
I dyademę przysądzić Piastowi.