Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/478

Ta strona została przepisana.
XLI.

Gdzie warownego grodu baszty sterczą,
Oblężył Połock za litewską miedzą.
Bogate miasto! dobrze o tem wiedzą,
Wzięli je szturmem, śmieją się szyderczo,
Bo chcą nam wydrzeć wszystko na północy.
Inflancie żyzne łechtało go szczerze,
Więc, korzystając z okazanej mocy,
Z całym zamachem w te kraje się bierze,
Przez piękne wioski, przez miasta książęce,
Przez błogie pola, gdzie złoci się ziarno,
Dąży Ruś mnoga i w skrwawionej ręce
Niesie miecz rzezi i żagiew pożarną.


XLII.

Naszedł na miasta, zdobył niespodzianie,
Zapisał leże swej mocnej załodze,
I dalej wiedzie po wytkniętym planie
Różne zastępy po rozlicznej drodze.
Tak się przed laty na tej ziemi czyni,
Tak się tu znęca ich nieprzyjaźń dzika,
Tak za Augusta czynili Rusini
I za krótkiego pobytu Henryka.
Królu! tyś jeden wyzwolił od klęski
Ziemię, po której wrogi plondrowali;
W przecz im swój pałasz stawiając zwycięski,
Rzekłeś: Tu koniec! nie pójdziecie dalej!


XLIII.

Już każdy z ludzi uwierzyć był gotów,
Że Bóg poświęcił twe rycerskie łono;
Z najpierwszych bowiem wojennych obrotów
Dobrze o celu wyprawy wróżono.
Gdy bowiem zaraz pod Wendeńskim grodem
Stała potężna Rusinów załoga,
Ty, więcej silny umem niż narodem,
Z małemi hufce pokonałeś wroga,