Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/483

Ta strona została przepisana.
LIX.

 
A jeśli zamek mocno okopany
Nie mogła dostać siła wyborowa,
I jeśli łacno nie zdały się ściany
I stare baszty bogatego Pskowa,
Jednak niemały był przepłoch w narodzie,
Ani ich mocna osłoniła cegła;
Bo Ruś, choć twardo wmurowana w grodzie,
Niejednokrotnej porażce uległa.
Wreszcie, nie śmiejąc iść szablą na szablę,
Chciała wojować fortelnemi dzieły;
Gdyż oto w nocy ich silne korable
Starym gościńcem rzeki podpłynęły.


LX.

Aleś przeniknął ich zamiary blizko,
I takeś zdradę zniweczył na szczęty,
Że jedni w wodzie mieli topielisko,
Drudzy do brzegu przybili okręty
I tam dostali spotkanie z mogiłą.
Także zginęło od sarmackich mieczy
Lądowe wojsko, co zdradą lub siłą
Chciało się gwałtem przedrzeć ku odsieczy,
Wyzwolić miasto od nas niespodzianie.
Silny to zamach, lecz czyż się ostoją
Jakie zamachy, o zwycięski panie!
Przed szczęściem twojem i dzielnością twoją.


LXI.

Nie żaden zamach wstrzymał nas na drodze,
Nie żadna siła, ni miecz ruskich dzieci,
Lecz ostra zima i wzniecone srodze
Wichry i burze, śniegi i zamieci,
I rodak Rusi, Akwilon złowrogi,
Odjął naszemu rycerstwu korzyście;
Bo ścięty mrozem, ów ręce, ów nogi,