Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/487

Ta strona została przepisana.

Masz co winszować — prawym obyczajem,
Chociaż walczyłeś za liwońskie niwy,
Nic się nad spornym nie znęcałeś krajem;
Lecz hetman biegły, walecznik prawdziwy,
Na ziemię wrogów obróciłeś płomię
I miecz na winną skierowałeś głowę,
I tameś zyskał w północnym pogromie
Niezaprzeczone wawrzyny bojowe.


LXX.

Czołem ci! czołem! bądź nam wysławiony!
Równego sobie nie znajdziesz nikogo.
O mieczu Marsów! o synu Bellony!
Wrogów ojczystych niedaremna trwogo!
Herkulu polski! tyś kraj znakomity
Wyzwolił z zębów straszliwego dzika,
Co w ciemnym borze niedostępnie skryty
Tylko się gwoli spustoszeń wymyka.
Pod twą maczugą uskromił już ducha,
Już mu nie myśleć o nowej łupieży;
Próżno się miota, i parska, i grucha,
I szczeciniasty grzbiet kolcami jeży,


LXXI.

I kły naostrzą, i oko rozżarza,
I leje pianę po rozwartym pysku,
I smolne boki po murawie tarza, —
Już mu nie leżeć w starem legowisku.
Rolny ziemianin niech spokojnie orze,
Już się doń leśny postrach nie przypyta;
Już niezmrożone na troiste morze
Płyną troistych wielkich rzek koryta.
Dniepr czarnomorski, i kaspijska Wołga,
I Don meocki niech uchylą głowę;
Niech każda rzeka w swą stronę się czołga
I tam rozpowie czyny Stefanowe.