Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/493

Ta strona została przepisana.

ODA IV.

Do zguby.


Diva, quae caetus hominum et calentes temperas iras...


Bóstwo, zesłane z niebieskich podwojów
Łagodzić gniewy i bratnić sojusze,
I z dzikiej żądzy do pomsty i bojów
Oczyszczać dusze!

Nic niemasz nad cię! Niebo cię przywiodło,
By siać pociechę pomiędzy ludami.
Święta jedności! tyś niebieskie godło,
Że Pan Bóg z nami!

Wiara i miłość wokoło twej głowy
Na jasno-śnieżnych skrzydłach lot swój ściele;
Pokój twe, dziecię, krzyż dyamentowy
Kładzie na czele.

Ojciec za synem modli się w Niebiosa,
Bo kędy pokój, bezpieczniejsze dziecię;
Ty żywisz ludzkość, jak majowa rosa
Ożywia kwiecie.

Tyś ludzi z lasów wywiodła łaskawa,
Rzuciłaś pierwsze fundamenta grodów,
Tyś nakłoniła pod wędzidło prawa
Karki narodów.

Od ciebie kwitnie i Rzeczpospolita,
Jako od słońca pagórki i niwy;
Przez ciebie męstwo, chociaż zębem zgrzyta
Wróg zazdrościwy.

Bo gdyśmy z tobą, nic nas nie dosięże;
Gdyśmy bez ciebie, wpada śmierci zaród,
I samobójczo własnemi oręże
Niszczy się naród.

O święte Bóstwo! nie uskąp twej łaski,
Weź pod twe oko starej Polski dolę,