Już go trzeba wzbogacić i w szkarłatnej szacie
Po prawicy królewskiej posadzić w senacie;
Że wielkie bohatery, męże polskiej strony
Wciąż przynosić im będą złoto i pokłony.
Zawiedli się, ujrzawszy, jak my rzeczy bierzem,
Że pachołek pachołkiem, a rycerz rycerzem;
Więc zową nas żebractwem, jak liszka na dworze,
Co schab zwała powrozem, gdy dostać nie może.
Otóż Polak, co k’tobie miał chęci najszczersze,
Złem ci za złe wypłaca — wierszami za wiersze.
Żwawoż uciekaj od nas, o niewdzięczna czerni!
Niech mi się jasne słońce tyle nie zaczerni,
Bym kiedy miał powracać do kraju polskiego!
Tak mówiłeś; — zaiste, niech bogi cię strzegą,
I nas od takich gości niechaj strzegą losy!
Oto moja modlitwa! — we dwa niebogłosy
Jakoś Boga uprosim, że cię tu nie wniesie.
A jeśli wam tak bardzo królowania chce się,
Idźcie w niemieckie kraje ścigać się za władzą,
Tam może wam koronę i berło oddadzą.
Wy umkniecie i stamtąd, i w płochym umyśle
Powtórzycie nad Renem, co było przy Wiśle.
IV. PAN (bożek leśny) ZAMECHSKI.
Jestem Pan, las mym domem, lubię żwawe harce,
Biesiady z dziewicami, pieśni przy fujarce,
Tych zową Satyrami, lud leśnych nałogów,
Natury nieco twardej i bodliwych rogów.
Tutaj, leśne bydlęta, poklęknąć się godzi!
Zacz nie znacie, co za gość w te knieje przychodzi?
To wielki król Sarmatów, folgując swe brzemię,
Życzliwym dla nas losem zawitał w te ziemie.
Witaj, królu zwycięski! niechaj los korzyści,