Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/511

Ta strona została przepisana.

Twe zamiary poszczęści, twe nadzieje ziści!
Pożądany przybywasz! Patrz, jaka szczęśliwa
Ziemia ze słonecznemi barwy poigrywa,
Weselą się Niebiosa, ptastwo gra swe tony,
Szumią zielono-liście dęby i jesiony,
Stare lipy i buki, patrz, jak ci się milą,
To ramiona wyciągną, to czoła uchylą.
My, co równą miłością ku tobie pałamy,
Czyliż cienistym lasom ubieżeć się damy?
My dni, w których się cieszy m obliczem książęcim,
Jak wielką uroczystość u siebie poświęcim.
Chodząc cienistym lasem, my, polowe bogi,
Zatrzymamy na sercach wizerunek drogi.
Oto nasz dar szczupluchny, przyjmij go życzliwo
Od Satyrów i Faunów, co w tych borach, żywą;
Przyjmij oraz tę tajstrę, jak sprzęt leśnej strony:
Tu jest łyżka myśliwska i puhar toczony;
Przyjmij jabłka, dla ciebie zerwane umyślnie,
I żółty owoc gruszy, i soczyste wiśnie.
To owoc nie z Hesperyd — wyznajemy szczerze,
Ale w uściech monarszych słodyczy nabierze.
Dar, na jaki nas stało na bezludnym lesie,
Każdy na stół królewski chętliwie przyniesie.
Inny zaś musim złożyć dar w starosty ręce,
Co tak pięknie wypełnia rozkazy książęce.
On w swoich ważnych pracach tak łagodnym bywa,
I grzeczność, cnotę dworską, w puszczy wykonywa.
Bóg ci zapłać stokrotnie, królu uwielbiony,
Żeś takiego starostę przeznaczył w te strony!
Przez niegośmy bezpieczni, nikt tu w jego oczy
Do lasu z pustoszliwą siekierą nie wkroczy;
My Satyry, niegnane z siedzib od nikogo,
W naszych ojczystych puszczach wiekujemy błogo.
Czyż innym naszym braciom w innych puszczach milej,
Gdzie dla nich bezpieczeństwa nie służy przywilej?
Tam karczują wysmały, tam łoskot rąbania
Ze starego domostwa Satyry wygania;