Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/523

Ta strona została przepisana.

On kłodek kolnych tłuszczem nie powleka,
Ani żywicą napoi swej osi;
Ruską kolasę posłyszysz z daleka:
Skrzypi i jęczy, jakby o co prosi.


VIII.

Patrzaj, jak rolnik pocznie nie leniwo
Ciosać swą sochę, co ma orać łany,
Z łękiem garbatym, z rękojeścią krzywą,
Z wielkiemi zęby jak potwór drewniany.
Patrz, jako wierci, rozszerza i węży
Drewno pługowe, jak osadza pięknie
Jarzmo i lemiesz ciężki dla uprzęży,
Pod którym kiedyś żwir i glej zastęknie.
I woły stękną, gdy w ugór lub rżysko
Oracz zatopi swój naróg sękaty,
Do dnia rozkopie ciemne kretowisko,
Dziatwę skowronka rozedrze na szmaty.
Pług pędzi w nory podziemną gromadę
Szkodliwych czerwi, co pustoszą niwy;
Za pługiem leci ptactwo ziarnojade,
Bo przewiduje zasiew niewątpliwy.
Nieświadom pługa bywał naród dziki,
Dziś wszędzie socha z żelaza i stali,
Sprawiano ziemię drewnemi motyki,
A Bóg im szczęścił, iż kruszcu nie znali,
I ruskie, drewnem urabiane, pole,
Przy błahych sierpach miało dobre żniwa.
Owo sąsiednie rodzajne Podole
Do swoich pługów jaworu używa;
Tam z dumnych dębów niewielka posługa,
Tam praca rolna, choć wdzięczna, lecz krwawa:
Dwanaście byków wjarzmionych do pługa
Oleistą bryłę zaledwie rozkrawa:
Wół ledwie dycha zaziajanym pyskiem,
Zaledwie stąpa, choć na siły bierze;
Za nim poganiacz, uzbrojon biczyskiem,