Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/535

Ta strona została przepisana.
XVIII.

Po ruskich lasach — niedźwiedzi bez liku,
W polarnej ziemi zwyczajne ich życie.
Ruś — mało głosek przemieniając w szyku,
Krajem niedźwiedzi zwaćby przyzwoicie.
Bo jak tu puszcze ciągną się nieblizko,
Tak z końca w koniec niemało ich baczę;
Tutaj wygodne mają legowisko,
Tutaj się lęgną pustelni kudłacze,
Tutaj ich nęcą miodowe słodycze,
Tu w każdem drzewie jest przynęta słodka.
O! ileż razy szpony rozbójnicze
Wydarły pszczelnik ubogiego kmiotka!
Zwierz dłonio-nogi chętliwie tu siedzi,
Czuwa nad kłody i barćmi leśnemi.
Mówią, że dziwny jest poród niedźwiedzi,
Niezwykłym kształtem ich rodzaj się plemi.
Matka swych dzieci nie poznaje prawie,
Bo małe szczenię jako potwór sterczy,
Tyle brzydoty na całej postawie,
Jakby kto przeklął cały płód krwiożerczy.
Dopieroż z laty, kiedy się wychowa,
Niedźwiedź niedźwiedziem zostaje nieznacznie.
Skoro się gwiazda zaiskrzy grudniowa,
A zima mrozić i śnieżyc się zacznie,
Niedźwiedź się w lasy głębokie zawleka,
Śpi całą zimę i jadła nie bierze;
Tak czynią wszystkie, krom tych, co u człeka
Służą dla zbytku, jak domowe zwierzę.
Rusin znienacka czai się do łomu,
A gdy samica odbieży na chwilę,
Bierze piastuny i hoduje w domu,
Aż się umocnią na potężnej sile.
Wtedy niedźwiadek uczy się w pokorze,
Siła i dowcip rosną w nim co chwila;
Człowiek kudłacza ujarzmi i zmoże,
Przed panem ziemi twór głowę uchyla.