Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/560

Ta strona została przepisana.

Ziemia się czarnym całunem powleka,
I sen, brat śmierci, nałożył swe prawo
Na ciężką głowę strudzonego człeka.
Wszystko ucichło, aż pies gospodarczy
Ozwie się czasem, strzegąc domowiska,
Grzmotliwie, gniewnie zaszczeka, zawarczy,
Echo powtarza odgłos jego pyska.
Albo gdzie puhacz, siedzący na strzesie,
Złowrogim jękiem aż w serce zagrzmotnie;
Głos jego smutne przepowiednie niesie
Czułym kochankom, co tęsknią samotnie.
Fedora, wziąwszy otuchę do łona,
Tęskni po lubym spłakana i blada;
Jako turkawka w locie postrzelona,
Błąka się w ciemnie i na ziemię pada.
Daremnie jęczy, tarza się po ziemi,
Lecz serce wszędzie jednako płonęło.
Przychodzi wróżka z zioły zatrutemi
I czarodziejskie rozpoczyna dzieło.
Czartom i widmom daje hołd ofiarny:
Lecą maszkary na głos czarownice,
Stawi się kozieł kudłaty i czarny,
Włos jego gęsty, a oczy jak świece,
Pyskiem i nozdrzmi płomieniście bucha,
Straszliwe rogi na głowie mu sterczą.
Idzie doń wróżka i zaklina ducha;
Duch jeno okiem migoce morderczo,
I pyta wróżki, co uczynić może?
Ona mu każe w straszliwym napiewie:
Idź, kozierożcu, na ląd i na morze,
Przynieś na grzbiecie kochanka tej dziewie!
Rychło go znajdziesz, gdy przyśpieszysz kroku,
Wnet go wyszukaj choć w ciemnej pieczarze,
Nieś go przez morza, nieś go przez opoki,
Czy śpi, czy czuwa, dopełnij coć każę.
Posłuszny kozieł zajęknął i zniknął.
A Fedor słodził swe wieczorne chwile,