Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/569

Ta strona została przepisana.

Rycerze sarmaccy, stawajcie do szyku!
Lecz oto już pierzcha zdradziecka czereda,
Z rozpaczy, ze złości żre piasek mogiły,
Że dawna fortuna zwycięstwa im nie da,
Że dawne tryumfy ich broń opuściły.
Władysław się zgonu i klęski nie lęka,
Na dziczy rycerska zaprawia się ręka,
Na polskich proporcach z jasnością na głowie
Noszą się mściciele, orłowie.

W rozsypkę, w rozsypkę puszczajcie się drogą,
I konia do lotu spinajcie ostrogą,
Zmykajcie, Turkowie, od pomsty i kary!
W rozsypkę, Araby, w rozsypkę, Tatary!
Gwałtowny jak piorun, rycerski Sarmata
Potrząsa oszczepem i tarczą szeleszcze;
A krew niecierpliwa w piersi mu kołata,
Że chwila bojowa nie zbliża się jeszcze.
Jak rumak na trackiej dolinie obfitej,
Harcu je i ziemię rozbija kopyty,
Tak jazda sarmacka w bojowym zakresie
Do harców pośpiesza i rwie się.

W rozsypkę, w rozsypkę puszczajcie się drogą,
I konia do lotu spinajcie ostrogą,
Zmykajcie, Turkowie, od pomsty i kary!
W rozsypkę, Araby, w rozsypkę, Tatary!
Niewiele, niewiele otuchy wam doda,
Że garstka Sarmatów, a orszak wasz mnogi:
O sarny pierzchliwe! tłoczcie się jak trzoda,
Odważcie się hurmem lwa porwać na rogi!
Źle wróży wasz sztandar, choć hardo tak pływa,
Broń wasza lękliwa, odwaga kłamliwa;
Nie krew bohaterska, lecz jeno wam znana
Zawziętość szalona, pijana.

W rozsypkę, w rozsypkę puszczajcie się drogą,
I konia do lotu spinajcie ostrogą,