Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/582

Ta strona została przepisana.

O to dziewica, młodzian i pacholę,
O to i z grobów przodkowie,
W rzymskim narodzie i w senatu kole
O to się modlą Jehowie.




ODA II.
Do Aureliusza Lyka, aby nie narzekał na niestałość losów.


Indignas, Lyce, naenias...


Porzuć, o Lyku! skargi niewolnicze,
Daj folgę sercu, wytchnij od rozpaczy.
Masz-li chmurami zaciągać oblicze,
Że ci się słońce uśmiechnąć nie raczy?
Lub, że fortuna dla twego żywota
Złowrogie losy w swojej księdze pisze?
Wierz mi, co dzisiaj sroga burza miota,
Jutro pieściwy wietrzyk ukołysze.
Słońce, co dzisiaj pali głowy ziemian,
Jutro zachwyci promieńmi jutrzenki;
Bo w ślad za sobą przychodzą na przemian
Łzy, krotochwile, radości i jęki.
Tu rozpaczamy, tu łzy ronim, zda się,
Aż oto szczęście zabłyska nam razem,
Mijają klęski, każda w swoim czasie,
Za niezłamanym wyroków rozkazem.
Ten, co dziś orze, zajmie miejsce święte,
Jak prawodawca nad rzymskiemi męże,
I w jarzmo, z karku wołowego zdjęte,
Nieprzyjacioły ojczyzny zaprzęże.
Tego, co wczora wieczerzał nędzarzem,
Poranek wita w bogactwie, powadze;
Wczora on byki zaprzęgał do jarzem,
Dzisiaj piastuje dyktatorską władzę.
Gdy zaś los zmienny jego świetność zatrze,
On wróci nazad do domowej strzechy,