Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/589

Ta strona została przepisana.
ODA VI.
Do Stefana Paca, podskarbiego litewskiego.
Wyrzuca rycerstwu przepych rynsztunków.


Non auro neque tinnulis...


Złota brzękotka, płaszcz z purpury
Nie doda hartu waszej zbroi;
Wdziewać brylanty, sute sznury,
Wojackim piersiom nie przystoi.
Głowa żelazem przyodziana
Poco piórami jeszcze mży się?
Poco ta kita rozczochrana
Na niedołężnym drga kirysie?
Nie będą straszne dla nikogo
Przyłbice ptasiem pierzem wzdęte;
Na jedno tylko służyć mogą:
Żarłocznym sępom za przynętę.
Kule z warkotem świszczą w dali,
Grzmocą rusznice, oto słyszę,
Gromem, piorunem działo pali,
Błyszczą się włócznie i bardysze.
Na nic tu kita nie wystarczy,
Na nic grzechotka brząkająca,
Na nic ten polor, lustr na tarczy,
Po której biega połysk słońca.
Kołczanem wrogi się nie zgniotą,
Gdy tępa strzała, zła cięciwa.
Porzuć błyskotki, porzuć złoto,
Niechaj ci ramion nie skowywa.
Ucz się, jak władać twojem łonem,
Jak użyć serca, ręki, stali;
Będziesz trójcielnym Geryonem,
Że i sam Herkul cię nie zwali,
Ni Mimas groźny i pochmurny,
Ni Stratenelus, olbrzym duży.
Strój zaniedbany, hełm bezpiórny