Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/616

Ta strona została przepisana.

Któż mię, przebóg! mimo chęci
Ponad Wilią zatrzymywa?
Jakie ciemne gaje w drodze,
Jakie źródła tu znachodzę?
Kalliope! ponad zorze,
Nad obłoki rozigrana,
Tu mię wstrzymaj, gdzie w Bosforze
Wre posoka Muzułmana,
Tu, gdzie fala silnie grzmoce
W dzikie brzegi Taurydy, —
Tam, stanąwszy na opoce,
Siłą harfy i wyrazu,
Siłą piesień Pierydy,
Wymuruję ołtarz z głazu.
Moja sztuka, moja siła,
Wraz wywnętrzy ziemię ciemną,
I marmuru piękna bryła
Sama stawi się przede mną,
I ochoczo mi pozwoli
Wyryć na niej wieczne słowo,
I pochwałę Zygmuntową
Podać przyszłym wiekom gwoli.
Uwiecznimy na tej skale
Walnych bitew miecz zwycięski,
Uwiecznimy Getów klęski
I zdobycie morskiej fale.
Tutaj dziewic orszak hoży
Fiołkami grunt okryje,
Na ołtarzu wawrzyn złoży,
Pomnik w lilie owije.
A my tutaj wdzięcznym chórem,
Trzykroć z rana i wieczorem,
Utkwim różdżkę od oliwy
I zapalim ambry wonie,
I kadzidło ogniem spłonie,
I wydamy okrzyk żywy:
„Tryumf! tryumf!“