Ani ten godzien bogacza nazwiska,
Co sygnet z herbem na wosku wyciska,
Kogo po Rzymie z uwieńczeniem czoła
Sława obwoła.
Ubogi jeszcze, kto, próżen przymiotów
We własnej wiosce junaczyć się gotów,
Którego piersi niedołężne gniotą
Srebro i złoto.
Ma się za męża w swojem sercu płochem,
Liczy za chlubę jaśnieć przed motłochem,
I jedno tylko pokochać jest w stanie —
Cień swój na ścianie.
Przestań uwielbiać w swej pysze niewieściej
Skarby bez blasku, lub imię bez cześci;
Bądź samym sobą — a sam powiesz z laty:
Jestem bogaty.
Do Pawła Kozłowskiego.
Jam pridem tepido veris anhelitu... |
Zefir ciepły i łaskawy
Już odetchnął wiosną,
Już na łąkach kwiaty, trawy
Kraśnieją i rosną.
Wilia, niosąc strugi żytnie,
W milczeniu się błąka,
Choć tam w wioskach gdzieś dobitnie
Słychać śpiew skowronka.
Choć tam pasterz przy zatoce
Gra trelik na trzcinie,
Flis po wodzie wiosłem grzmoce
I milczący płynie.