Owo, jak ziarno gradu, perła migająca,
Błyszczy brylant z jaspisu, jako deszcz ze słońca.
I zdumiał się Apollo, z nim Pieryd rzesza
Widokiem tylu skarbów źrenice nacieszą,
Przepatruje, ogląda, przelicza na nowo,
Tam złoto, tam klejnoty, owdzie kość słoniową, —
I głosem uroczystym a pełnym słodyczy
Wezwał bóstwo, co dziejom ludzkim przewodniczy:
Córko! tobie przeszłości powierzona karta,
Przed tobą kolej wieków na oścież otwarta,
Znasz wojny, znasz rycerzów, ty wytężasz oko,
By święta starożytność nie zaszła pomroką,
Wskrzeszasz ją światu gwoli, wskazujesz widocznie,
Gdzie młodzian rozpoczyna, gdzie starzec wypocznie.
Chodź tu, córko parnaska! twej pracy potrzeba.
Tu się pomnik miedziany buduje do nieba,
Tu dzieło wiekuiste wznoszą moje ręce,
Gdy na cześć Chodkiewicza to dzieło poświęcę;
Kształtownie trzeba działać, a pracować szczerze,
Aż kamień uroczystą postawę przybierze.
Twojej tu trzeba ręki, co pomniki krzesze, —
Ja swoją tracką, harfę na ramię zawieszę,
Będę słodził robotę i orzeźwiał duszę,
Dźwiękiem pieśni kamienie i skały poruszę;
Same do ciebie przyjdą i pod twoją dłonią
Kształtny kolos dla oczu zdumionych odsłonią.
Pocznij tylko — wszak dawniej w sposób tenże samy
Amfion wzniósł tebańskie sklepienia i bramy,
Wszak pieśń moja pergamskie zgromadziła cegły,
Na głos harfy opoki i wzgórki pobiegły,
I kamienie wapienne, i frygijskie drzewa
Biegły w ręce robocze, gdy harfa zaśpiewa.
Tak mówił, biorąc harfę do swej lewej dłoni,
Prawicę podniósł w górę i w struny zadzwoni,
I pierwsze drżące dźwięki rozbiegły się w ciszy,
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/701
Ta strona została przepisana.