Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/702

Ta strona została przepisana.

Od których lekki zefir rzeźwiej się kołyszy.
Potem silniejsze takty wydobywał śmiało,
Dźwięk popłynął do lasów, i w lasach zagrało,
I góry zachwycone aż pod niebo skoczą,
I doliny radosne zagrzmiały ochoczo,
I krzewiny, i wody wtórzyły dostojnie
Pieśń bojów bohatera i sławy po wojnie.
Tymczasem gryf zawołał na swój zastęp cały,
Ptaszki jęły szczebiotać i wstecz odleciały,
I pieśnią wyrażając swe uprzejme chęci,
Stado po jasnem niebie jak w tańcu się kręci.

Pracuje sławne bóstwo historycznych dziei,
Układa różnowzory marmur po kolei,
Muruje trzy pomniki we srebrze i złocie,
Jej słudzy, Cześć i Sława, stoją przy robocie.
Zwycięstwo okupione wojennemi dzieły
I kwitnące Tryumfy tuż miejsce zajęły,
Obok nich uwieńczona Marsowa Odwaga
Wierzchołek obelisku wznosie dopomaga.

Pracuje bóstwo dziejów, bo pilna robota:
Słychać trzaskanie skały i łoskot od młota,
Wtórują drobnych ptasząt niezliczone stada,
A echo napowietrzne na głos odpowiada.
Wszystko pragnie pomocy i sił swoich użyć,
Słońce zwolniło biegu, aby dzień przedłużyć.
Posną w oczach pomniki, młot bez przerwy kowa,
Przyszedł Wieczór, zdumiony, że praca gotowa,
Przyszły wieczne Godziny i swem czołem siwem
Uderzyły hołdownie, przejęte podziwem.

Piewczynie Helikonu, przychodząc koleją,
Uderzają po strunach i piosenki pieją,
I wszystkie, gwoli dziełu pracując z rozkoszą,
Giętkie zielone trawki na uplot przynoszą,
I wkoło kolumny dziewicza lilia
I śnieżysty liguster ramiona obwija.