Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/703

Ta strona została przepisana.

Wtedy radosna Sława wzywa Apollina:
Patrz, jak troista wieża do niebios się wspina!
Tu na miedzi Karola dzieło znakomite,
Tutaj jego pochwały w marmurze wyryte.
Jeśli wola posłuchać, to przybliż się ku mnie,
Ja ci objaśnię rzeczy, ryte na kolumnie.

Na pierwszym obelisku, co po prawej ręce,
Wykowano Karola lata niemowlęce.
Patrz, jak się dziecię pali na miecz bohatera,
Jak rycerską przyłbicę piórami ubiera,
Jako puklerz ze stali kowanej wygięty
Chciałoby podejmować drobnemi rączęty;
Lecz nie może udźwignąć, więc pełne boleści,
Żeleźce ciężkiej włócznie całuje i pieści.
Patrz, jak zbroję rycerską za kolebkę bierze,
Bawi się z karaceną i czyści pancerze,
A gdy spocząć przymusi przedwczesna fatyga,
Siekierę od bardysza do pościołki dźwiga.
Ojciec powraca, z wojny, w jego rękach spisa, —
Patrz, jak dziecko radośnie na pierś mu zawisa,
Łuk mu zdejmuje z pleców, a przyłbicę z głowy,
Jak zręcznie klamry zbroje odpina stalowej.
Patrz, jaki uśmiech szczęścia siadł na ojca usta,
Jak go straszy przyłbicą, jak na ręku huśta,
Jak dziecię igra z ojcem, jak patrzy junacko,
Że pióropusz od hełmu dostało za cacko.
Potem młodzian ten samy już na szkolnej ławie,
Pięknem aońskiem światłem poi się ciekawie,
Jego umysł, Marsowi i Muzom ślubiony,
Bada dzieje odwieczne rycerskiej Bellony,
Fortele Hannibala, boje Macedona
Gorąco zapamiętał i przykuł do łona.

Drugi pomnik zielono laurami się wieńczy:
Tu widzisz pierwszy zawód Karola młodzieńczy.
W twarzy igra rumieniec, w boku blask ogniowy,