Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/705

Ta strona została przepisana.

Patrz — tutaj ślady wojny — ruina i zgliszcze,
I potoki krwi szwedzkiej, co na polach świszcze,
Rzeź wojennej rozprawy, zwycięskie zaszczyty,
Wawrzyn pod Kokenhauzem i Rewlem nabyty.
Owo mury obronne z basztami i wieżą,
To są grody Inflantów, co k'Polsce należą:
I tu znowu Chodkiewicz po wawrzyny sięga.
Patrz, na wierzchu kolumny — ogromna potęga!
Owo mury Smoleńska — patrzaj na tę ścianę:
Wieżyce obalone, bramy potrzaskane,
I Kuś pierzchła zwalczona usilnem staraniem, —
Idzie zwycięski Karol, a wygrana za nim.

Rzekła — a Febus dodał w uroczystej mowie:
— O! teraz szkole kroskiej poszczęśćcie, bogowie!
Niech ten pomnik, wykuty w licejskim zakresie,
Dzieła męża hetmana w potomność zaniesie.
To nie mgła, którą lekki wschodni wiatr rozwieje,
To nie śnieg, co na wiosnę cały roztopnieje:
Mój pomnik się nie zwali przed potęgą żadną,
Trwać będzie — póki gwiazdy z niebios nie upadną!




II.
Podróż do Rzymu w roku 1622.


Ibis Hyperboreos non segnis, epistola, campos...


Pójdziesz tedy, me pismo, pod niebo północne,
Gdzie Wisła grunt ojczysty podmywa i porze.
Nie wstydź się, że się chwieją twe kroki niemocne,
I że goniec strudzony pośpieszyć nie może.
Niełacno przeskakiwać stopami szermierzy,
Gdzie śnieżne garby Alpów aż pod niebem sterczą;
Niełacno się z Alpami Ceraunia zmierzy,
Alpy z gór Pirenejskich śmieją się szyderczo.
Często wąwóz skalisty i otchłań głęboka,
Lub zatrzyma cię śniegów niezłomna przeszkoda,