Rzecznem chyba korytom odbywać się może.
Myśmy na drzewnej tratwie przepłynąwszy fale,
Już italskiem powietrzem napoili płuca,
Kiedy zorza wieczorna złoci się wspaniale,
Kiedy słońce kraśnieje i ziemię porzuca.
Złote książęce dachy, mantuańskie wieże
Koroną jasnych murów zabłysnęły zdala.
Weszliśmy, a gdzie tylko spojrzenie dostrzeże,
Mnogi naród po forum snuje się, jak fala.
Tam gmachy, wyłożone w marmur różnowzory,
Kościoły, bogatemi kopułami strojne,
Owdzie naród, tam żyją zacne senatory,
Owdzie z pięknym krużgankiem pałace dostojne.
Niemniej dziwi pielgrzyma Bononia bogata,
Niemniej Seneńskie miasto sławą starożytną.
Wszędy cuda! lecz w środku łacińskiego świata
Piękne mury florenckie najcudowniej kwitną:
Jak gromada fiołków wśród trawy zielonej,
Najpierwsze uwielbienie od przechodnia bierze.
Dalej środkiem pagórków, strojnych w winogrony,
Przyszło nam po Etruskiem żeglować jezierze.
Choć niebo w listopadzie zamglone i dżdżyste,
Na flamińskim gościńcu kłębi się kurzawa.
We sto kolumn podparte dachy uroczyste,
Owo cyrk zapaśniczy przed oczyma stawa, —
Owo Rzym się ukazał... O witaj mi, Rzymie!
Cześć wzgórkom palatyńskim! cześć świata ozdobie!
Domu gościnny ludów, schronienie pielgrzymie,
Matko prawdziwej wiary, pozdrowienie tobie!
Ile mórz, ile krajów w dalekim lazurze
Z wierzchołków Kapitolu naliczyćby możno!
Tam króluje pochyłe kwirynalskie wzgórze,
Owdzie gmach Watykanu z podstawą wielmożną,
Jak ojciec ze swych wieżyc patrzy się po globie,
Gdzie mu ziemskie mocarstwa uchylają czoła,
I Niebiosa, i ziemi połowice obie
Ochotnie wypełniają, co jeno zawoła.
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/711
Ta strona została przepisana.