Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/727

Ta strona została przepisana.

Wniosła Jagielle za wiano godowe
Wieniec monarszej sarmackiej korony.
Dziewa została na podziw sąsiadów
Arką przymierza Korony i Litwy;
Czcicieli lasów, ogniska i gadów,
Boże! przywiodła przed Twój dom modlitwy.
Lecz, wielkim wzorem znakomitych męży,
Włożyła na się karności ogniwo.
Gdy kogo przykra nędza uciemięży,
Chętnie otwarła rękę szczodrobliwą;
Za nic i głody, i pragnienia znojne,
Byle świątynie wznosić uroczyste,
I przyozdabiać, i posażyć hojnie, —
Wzniosła niejeden Twój kościół, o Chryste!
Cnotliwym gwoli bywała jak matka,
Możnym nie była dokuczna jej władza.
Szczęsny, kto pychę zdławił do ostatka
I gdzie należy ostrość ułagadza!
Ona wśród blasku i monarszej cześci,
Łaskawie wspiera i w upadku dźwiga;
Dodaj pobożność, wielki duch niewieści,
Którym dostojnie słynęła Jadwiga.
W akademickiej szanownej budowie
Zostaną wiecznie jej starunku znaki.
Uczonych mężów z cudzych krain zowie
I mistrzów biegłych w mądrości wszelakiej.
Tkliwie się troska o następnych losach
Mędrca, co przybył w niepłonnej otusze.
Boga, co błyska i grzmi na Niebiosach,
Najwyższe dobro, czciła z całej dusze.
Z wiarą przenosząc szczęście i nieszczęście,
Szukała dobra, co nigdy nie minie.
Z dostojnym mężem, złączona w zamężcie,
Już dała życie królewskiej dziecinie,
I przyszła chwila, że się płód wyzwoli,
W sercu nadzieja ozwała się słodka...
Radosna matko! nie przeczułaś doli,