Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/732

Ta strona została przepisana.

Jedzie Łukasz na dzielnym spienionym dzianecie.
Ledwo młodzian, już dzieli obrady książęce
I rylec prawodawczy piastuje w swej ręce;
Łącząc um znakomity i bogactwo razem,
Jest wzorem obyczajów i cnoty obrazem.
Idzie piastun Chrystusów — złoty krzyż u łona
Zdobi piersi poważne, jak piersi Katona.
To jest Nestor na wiecy, Lukullus w biesiadach,
To jest wierny Achates w senatorskich radach;
On dworu królewskiego podtrzymuje wieże,
Starych godeł monarszych i korony strzeże;
On w środku, jako słońce, dzierżąc cugiel czerstwo,
Na spienionym rumaku prowadzi rycerstwo.
Wzór pasterzów i chluba senatorskiej ławy,
Jego oko ogniste, a wyraz łaskawy,
Jego czoło mądrością natchnęła Pallada,
Jego Juno bogactwy obdarzyła rada,
Jemu nawet sam Jowisz przychyleń niemało,
Dał dzielność, dał roztropność stara i dojrzałą.
Gdyby wielu podobnych w senatorskiem gronie,
Królby polski spokojnie zasypiał na tronie,
Ojczyzna by przywdziała wieniec szczerozłoty.
On dobroczyńca mądrych, on przyjaciel cnoty;
Co mam, tom jemu winien z najszczerszego łona,
Dank mu czuły przyznawani, winny dla patrona.
Póki głosu w mych piersiach, póki strun mi stanie,
Jego chwale poświęcam wszystko me śpiewanie;
nim dzielny Iberczyk, kudłaci Medowie
I czarny Garamanta z mej pieśni się dowie.

Już Pierys natchnieniem rozjaśnia me lice,
Śpiewam więc wielkich bogów wielkie tajemnice.
Jest na Węgrzech Trenczyński zamek znakomity,
Aż pod gwiazdy siekają jego wieżyc szczyty.
To zacny dom Stefanów, sławien z dawnych czasów,
Bogatszy, niż pałace Krezów i Midasów,
Niźli Persy, niż Indy bogatszy bez końca;