Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/736

Ta strona została przepisana.

Wziąłeś tryumfy mądrością i siłą,
Jakich aż dotąd pod słońcem nie było.
O dzień szczęśliwy! o fortunna cisza!
Chwila radości małżonce Jowisza,
Która przetrwawszy gromy i zamiecie,
Dni przyjaźniej szych doczekała przecie.
Ninie to, ninie złożę troski moje,
Ninie zbolałe serce uspokoję,
I wzniosę Bogu ofiarnicze wota
Za ulgę płaczów, za szczęście żywota.

Cóż ja modlitew, co ja zniosłam marnie
Dziennej goryczy i nocnej męczarnie!
A ile przygód bywało na świecie,
Tyle obawy moją duszę gniecie,
Już to zastępów i wojsk co nie miara,
Już to warownie, już to obca wiara,
Trwożny niepokój i zwątpienie ducha
Rozjątrza boleść i obawę dmucha.
I cześć, i wdzięki, i szkarłatna toga
Obmierzły sercu, jak gorycz złowroga.
Czarna zawiązka, to ubiór mej głowy,
Zrzuciłam z szyje naszyjnik perłowy,
Harfa i śpiewy rażą ucho moje,
Przykre mi uczty, pokarmy, napoje.
Nietyle tęskni Penelope wdowa,
Nie tak się dręczy tyryjska. królowa,
Nieszczęsna Dydo, gdy na czele młodzi
Trojański książę pod żagiel wychodzi, —
Jako ja tęsknię, jak się żalem miota
Po królu swoim ojczyzna — sierota.
O! jak mię Polska pociesza pobożna!
Mniema, że w płaczu utulić mię można!

— Hamuj się — mówi — bądź mężna i śmiała,
Królewskim piersiom odwaga przystała.
Wróci monarcha i chwałą zasłynie,
Godłem zwycięstwa ozdobi świątynie.