Strona:Poezye Mieczysława Romanowskiego.pdf/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Mielim sławę nieszczęścia, poświęcenia, męztwa;
Szlim do boju, padali, Bóg nie dał zwycięztwa.
Dał nadzieję — pochylam czoło przed nim w skrusze.
W ogniach się hartowały jak stal nasze dusze,
Żylim daną nadzieją, a każdy cios nowy
Spotykał nas hartownych od stóp aż do głowy,
Bo i jakże nie miała zatwardnieć tak dusza,
Gdy nie stało ojczyzny wraz i Tadeusza?!

„Zdrowiałem z ran, wtem słyszę formują legjony.
Kij do ręki, ojczyste pożegnałem strony,
I ruszyłem w pielgrzymkę krętemi scieżkami,
By przejść cało, a zima stała już za drzwiami.
Radzą: „Czekaj!“ nie słucham. „Zginiesz gdzieś od mrozu.“
Ja bym się im był wtedy oderwał z powrozu,
Tak mnie gnało.... Ruszyłem; w polach biało, smutno;
Wiosek rzadziej, dróg rzadziej, za borami Kutno,
A mnie droga na Kutno: Ha! myślę, wiedź Boże!
Tylem przebył, przebędę puszczy tej bezdroże.

„Poźno było; gwiazd kilka wybłysnęło z nieba....
— Dziś do puszczy nie wejdę, gdzieśby przespać trzeba.