Strona:Poezye Mieczysława Romanowskiego.pdf/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Czuwa Bóg wszechmogący i jego anioły.
Więc przeżegnawszy piersi ruszyłem wesoły;
Brnąłem w śniegi lub geste rozdzielałem krzaki,
Z których wyskakiwały pierzchliwe szaraki,
I uciekając ślad mi zostawiały w boru,
A ja tym śladem szedłem w głąb aż do wieczoru.

„Zdało mi się, że puszczy przeszedłem połowę;
Jutro reszta. Lecz gdzie tu dzisiaj złożyć głowę?
Znużony byłem wielce; głód i mróz mnie cisnął.
Księżyc tylko czasami z poza jodeł błysnął,
I siejąc na śnieg biały iskrzące promienie
Prowadził mnię przez puszczy tej straszliwe cienie.
Tak zaszedłem — a pewnie z północy już było —
Na polanę, gdzie jodłę ujrzałem pochyłą;
Więc wydarłem się na nią tyle, by mnię z ziemi
Nie dostał wilk lub niedzwiedź pazury ostremi
I zajrzałem w kobiałkę.

„Tego nie opiszę,
Jaką ja tam noc miałem, w nocy jaką ciszę,