Strona:Poezye Mieczysława Romanowskiego.pdf/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Podniósł mordę i wietrzył czy sam jeden stoję,
I znów we mnie utopił jasnych oczu dwoje,
Świecących jak dwa węgle, a te mnię wzywały
Jakąś niemą wymową, bym szedł i był śmiały.

— „Nie uwierzę ja tobie mój pokorny wilku.
Ty leżysz a za tobą w krzakach czycha kilku,
I ledwie ztąd się ruszę, wpadną na mnie z kłami,
Wolę stać, i zamarznąć niż szarpać się z wami.“
A on jakby te wszystkie myśli odgadł we mnie,
Powstał, spojrzał i począł odchodzić odemnie
Z łbem zwieszonym, chcąc pewnie przekonać mnię bieden,
Że nie mam się bać czego, bo on tu sam jeden.

„Nieraz gdym opowiadał, ludzie małej wiary
Mówili mi, że to był pies jak wilki szary,
A jeśli wilk, to pewnie pieszczony z podwórza.
Ja nie wątpię, że łaska spotkała mnię boża; —
Tylekroć mnię zbawiwszy z rozlicznego trudu,
Czemużby i z tym wilkiem Bóg nie zdziałał cudu?
I wyznam że gdym w oczy patrzał mu z daleka,
Zdało mi się, że wilk ten ma oczy człowieka;