Strona:Poezye Mieczysława Romanowskiego.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

Jam go głaskał i płakał i modlił się: „Panie!
Niech się nigdy to zwierze strzelcom nie dostanie;
Udziel mu pożywienia od ludzi zdaleka —
On jest głodny, a przecież ocalił człowieka.“

„Potem zawył żałośnie mój wilk, spuścił głowę,
I począł iść powoli w otchłanie jodłowe,
Oglądajac się za mną czy idę, czy stoję.
Stałem, pokąd nie znikło w boru zwierzę moje,
I poszedłem do chaty, gdziem spędził dni kilka —
Lecz odtąd jużem nigdy nie strzelał do wilka.

„Z chaty’m ruszył w legjony; leksza była droga.
Przecierpiało się wiele i biło się wroga.
Teraz powracam z Baru, gdziem zginał kolana
Przed możnym cudotwórcą, pielgrzym z woli Pana.
Ale ktokolwiek, dzieci, dobrej sprawie służy,
Niech się nigdy nie lęka przygód, ani burzy;
Ani przepaści, które stawiają przegrody,
Ani dzikiego zwierza, ani bystrej wody,
Ani od zwierząt często sroższych, dzikszych ludzi.
Niebezpieczeństwa przed nim Pan na chwilę budzi,