Strona:Poezye Stanisława Trembeckiego. Tomik II.djvu/013

Ta strona została przepisana.

Przy lewej stronie drogi, od swych sióstr osobna,
Wisząca grozi skała Leukacie podobna,
Na której, gdy ich miłość niewzajemna pali,
Lekarstwa długiej męce amanci szukali:
Po wzdychaniach ostatnich, w krótkim ciała rzucie,
Żalu, zgryzot, boleści pozbywając czucie.
Młode i hoże Nimfy! co na wasze wianki,
Przy wdzięcznych Bohu nurtach, łączycie r6wnianki,
Nie bądźcie nieużyte, i przez wspólną tkliwość,
Nagradzajcie uprzejmą kochank6w szczęśliwość.
Bo jeźli na ich modły duszę macie twardą,
Jeźli wierne usługi płacicie pogardą,
Jeźli w daniu otuchy zbyt jesteście trudne,
Jeźli dla szczerze prawych hędziecie obłudne,
Gdy kto wpędzony w rozpacz z tej wyżyny zleci,
Okrucieństwa waszego pamiątkę zaszpeci.
Tym czasem, żeby takiej nie podpadać szkodzie,
Przezorność nakazała zabieżyć przygodzie.
Z dębu, w leśnej odzieży ułożona sala,
Zasłaniając przepaści, gorzką myśl oddala.
Idąc, gdzie znęcająca murawa się ściele,
Znak skończenia naszego przerwał me wesele:
Posępne stoją cisy, ukochane cienie
Wam na cześć: Konstantemu, Mikule, Helenie;
Bez względu na maleństwo zamknął los do trumny
Wielkie domu nadzieje, i przyszłe kolumny.
Żyjecie dotąd w sercach, a wasze wspomnienia
Łzy matki wyciskają, i ojca westchnienia.
Nikłą im radość, długą sprawiliście żałość.
Mający krasę kwiatów, i kwiatów nietrwałość.